HUSARIA: Duma i Honor
HD-PL

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2015-09-05 06:34:48

Jakobsonus
Użytkownik
Dołączył: 2015-08-31
Liczba postów: 5
WindowsFirefox 40.0

Pamiętnik czołgisty

zapraszam do przeczytania tych pamiętników WARTO  http://www.wielkarzeczpospolita.net/mod … ek=01(jest 10 części więc nie pogubcie się)

Offline

#2 2015-09-05 13:56:54

zinucz
Użytkownik
Dołączył: 2015-07-25
Liczba postów: 67
Windows VistaFirefox 40.0

Odp: Pamiętnik czołgisty

PAMIĘTNIK CZOŁGISTY
anonimowego żołnierza Polskich Korpusów Inwazyjnych
2.V.2043
czwartek
Drugi dzień jesteśmy w drodze z bazy w Skopje do Aten. Nie mam pojęcia po jaką cholerę dowództwo wysyła prawie 500 czołgów do tłumienia antypaństwowych zamieszek, nawet jeśli bierze w nich udział grecka partyzantka... Ale co mnie to obchodzi... Byle w końcu przestało tak lać.
3.V.2043
piątek
Rano tyły naszej kolumny zostały ostrzelane z moździerza. Załogi wszystkich czołgów wyszły z kabin żeby zobaczyć co za idioci odważyli się otworzyć ogień do żołnierzy Korpusu Inwazyjnego... Po kilku minutach z północy nadleciały nasze szturmowce i zrzuciły bomby z taktycznymi głowicami jądrowymi na pobliskie wzgórza. Teraz wszyscy są wkurwieni bo musimy zapieprzać w białych, antyradiacyjnych wdziankach, dopóki Wojska Atomowe nie zneutralizują promieniowania.
4.V.2043
sobota
Okazało się że nasi troche przesadzili z tymi głowicami taktycznymi bo strzelała do nas grupka kilku dzieciaków udających partyzantów. Czy na prawdę tak trudno przejść na polskie obywatelstwo? Banda kretynów... No ale czemu tu się dziwić - kolebka demokracji.
5.V.2043
niedziela
Wszystko poszło zgodnie z planem. Wystarczyło że wjechaliśmy do miasta żeby grecy zaczęli się poddawać na widok jednostek PKI. Dziś przez cały dzień znosili broń do naszych posterunków. Wszystko bez jednego wystrzału - bardzo miło z ich strony.
6.V.2043
poniedziałek
Dzisiaj w nocy się zaczęło. Przylecieli kilkoma helikopterami i zaatakowali z powietrza. Oczywiście otworzyliśmy ogień aż zrobiło się jasno. Nad ranem przyszedł rozkaz żeby uważać jak strzelamy, bo Warszawa nie chce zniszczenia antycznych zabytków. Myślałem że szlag nas trafi... Grecy napieprzają na całego nie przejmując się swoimi zabytkami, a my mamy uważać? No ale rozkaz to rozkaz...
8.V.2043
środa
Już po wszystkim... Dwa nasze czołgi zostały uszkodzone (z czego jeden niechcący, dostał się pod przyjacielski ogień), kilku żołnierzy jest rannych. Wzięliśmy do niewoli kilkuset greków. Prawdopodobnie kilka tysięcy zginęło. Jeszcze trochę tu posiedzimy a potem jedziemy nad granicę Turecką. Chłopaki z załogi wietrzą nową inwazję, ale ja wątpię... W końcu dopiero co uspakaja się w województwie Helweckim, a już idziemy dalej? Raczej nie...
9.V.2043
czwartek
Część naszych wróciła do Skopje, część została w Atenach, a większość (w tym ja i załoga) napieramy nad granicę z Turkami. Założyłem się z kierowcą o skrzynkę piwa że inwazji nie będzie w tym roku. Ogólnie nastroje są bojowe...
11.V.2043
sobota
Stoimy nad granicą... Ludzie pucują czołgi, grają w karty albo piszą, jak ja. Żadnych rozkazów nie ma, czuć że Turcy po drugiej stronie srają w gacie ze strachu.
12.V.2043
niedziela
Z Macierzy przyszedł transport nowych skafandrów antyradiacyjnych. Pełen wypas - klimatyzowane, wygodne, przystosowane do walk w pustynnych warunkach. Kierowca się cieszy, bo twierdzi że to nie przypadek i lada dzień będą wstępne naloty jądrowe. Ja nadal wątpie...
14.V.2043
wtorek
Przyszły listy z domu! Narzeczona wie o akcji w Atenach i jest ze mnie bardzo dumna... Nie widziałem już mojego pączuszka dwa miesiące i nie mogę się doczekać powrotu do domu. Wiedeń jest piękny o tej porze roku.
15.V.2043
środa
Wszystko jasne... Jednostki piechoty morskiej wylądowały właśnie na Cyprze i wygląda na to że robią rozpierduchę na zachodniej części wyspy. Czyli jesteśmy tu po to, żeby ostatecznie przekonać Turków do kogo należy wyspa... Sprytne, ale wolałbym walczyć teraz na Cyprze.
16.V.2043
czwartek
Chłopaki popadli w marazm i nie mogą sobie darować że nie ma ich teraz w ogniu bitwy. Stoimy bezczynnie i po mału zapuszczamy korzenie. A Cypr stoi w ogniu...
17.V.2043
piątek
Dowódca widząc nasze przygnębienie i rządze walki pozwolił nam postrzelać z dział na wiwat w stronę Turcji! Ryk kilkuset dział nie ustawał przez kilka godzin... Muzyka dla uszu pancerniaków. Co prawda to nie to samo co bezpośrednie starcie, ale lepsze to niż nic.
19.V.2043
niedziela
Dostałem trzy tygodnie urlopu! Właśnie czekam na Ateńskim lotnisku na samolot do Wiednia i już trochę tęsknię za ciasną kabiną czołgu...
30.V. 2043
czwartek
Mój urlop przerwało nagłe wezwanie spowrotem na granicę z Turcją! Cóż mogło się stać, że wyciągają swoich żołnierzy z zasłużonych urlopów? Mnie tam to nie przeszkadza - dziewczyna dziewczyną, ale Ojczyzna wzywa, dlatego pożegnałem się czule z moją rybeńką i wracam!
31.V.2043
piątek
Cóż, jestem już na granicy. Nikt nie wie co się dzieje, dowództwo chodzi nie na żarty wku... rzone. Słyszałem, ze przyszedł tylko jeden rozkaz: Wszyscy mają wracać na granicę. Jest spore zamieszanie, ale odnalazłem resztę załogi i już siedzę w moim ukochanym czołgu. Dostaliśmy rozkaz, by czekać w gotowości bojowej. Może jednak przeprowadzimy wreszcie tą inwazję? Cypr został zdobyty bez większego oporu, może i Turcja po prostu się przestraszy i da się zaanektować bez wysyłania nas do nich? Ja bym tam wolał, aby się nie poddawali...
4.VI.2043
wtorek
Siedzimy już 4 dni i nic. Pozostaje nam tylko w naszej maszynie oglądać sobie powtórki z tegorocznego mundialu i jeszcze raz się cieszyć z tego, ze dokopaliśmy wszystkim tym skur... znaczy, innym krajom. Wojtek parzy sobie teraz kawę. Całkiem niezła wychodzi teraz, gdy zainstaliśmy sobie w czołgu zamiast Windowsa 7000 stary dobry Unix 82.4. Wiem, ze to nielegalne samemu przerabiać sprzęt należący do Państwa Polskiego, ale spytaliśmy dowódce i nam pozowlił, bo też mu nie smakowała kawa robiona przez Windowsa.
6.VI.2043
czwartek
Wreszcie coś się dzieje. Marcin wypatrzył coś na naszym radarze satelitarnym, co znajdowało się po tureckiej stronie i nie miało naszych oznaczeń. Bez meldunku oddaliśmy 3 salwy z naszej głównej armaty 300mm - wszystkie 3 celne. Zameldowaliśmy dowództwu, a oni za pomocą naszych satelit zidentyfikowali to, co trafiliśmy. Okazało się, że była to grupka tureckich uchodźców, próbujących dostać się do granicy. Następnym razem nie będą durnie leźć w naszą stronę.
7.VI.2043
piątek
Dostaliśmy wszyscy ordery za wczorajsze szybkie zlikwidowanie potencjalnego zagrożenia. To już 6 medal na mej piersi.
9.VI.2043
sobota
No, wreszcie jakies konkrety! Rozkazali nam przesunąć granicę o jakieś 200 kilometrów. Nasz batalion ruszał jako pierwszy. W końcu jesteśmy PKI, nie? Cóż, przesunęliśmy się już jakieś 120km w głąb tureckiego terytorium. Dowództwo kazało się zatrzymać. Za karę, bo nie wzięliśmy ani jednego jeńca. Cóż, czekamy na dalsze rozkazy.
10.VI.2043
niedziela
Wzięliśmy dwóch tureckich maruderów do niewoli. Ponoć przydadzą się dowództwu. Nasz kierowca, Łukasz, niechcący wjechał na jakieś dwa Tureckie czołgi porzucone przez załogi. Znów będzie trzeba będzie dać przedni odbijacz do lakiernika...
11.VI.2043
poniedziałek
Dojechaliśmy do jakiejś tureckiej wioski. Witało nas coś koło 3 milionów mieszkańców. Zastanawiajace jest, skąd oni wzięli nasze flagi narodowe, zeby nimi pomachać? Sami uszyli?
12.VI.2043
wtorek
Siedzimy sobie w zdobytej wczoraj wiosce i popijamy tureckie napitki obżerając się tym ich chlebkiem... Pita się chyba nazywa. Kompletnie bezsensowna nazwa dla chleba.
15.VI.2043
piatek
Cóż, siedzieliśmy sobie spokojnie w czołgu na obrzeżach wioski (dowództwo znów zarządziło dłuższy postój), gdy zza pobliskiego wzgórza wyłoniło się jakieś 50 tureckich czołgów. Akurat wtedy gdy ja dojadałem jajecznicę na boczku, Łukasz spał, wojtek się odlewał a Marcin grał w golfa. Cóż, byliśmy jedynym czołgiem w promieniu 2km, więc tylko 20 z nacierajacych czołgów od razu zawróciło. Te tureckie podróbki starych, wysłużonych amerykańskich Abramsów A5M8 nie mogły się równać z naszym „Twardym”. Otworzyliśmy ogień z naszych 4 dział i porfilaktycznie odpaliliśmy jeszcze trzy rakiety ziemia-ziemia w kierunku atakujących. Gdy rozwiało już trochę dym, Łukasz wyszedł znaleźć coś w resztkach wrogich maszyn. Maniak, złom jakiś zbiera.
16. VI. 2043
sobota
Kolejne ordery na piersiach naszej załogi. Dowódca poklepał mnie po ramieniu i konspiracyjnie szepnął do ucha: Przyjdź dziś do mnie do baraku po 22. Mimo że rozkaz to rozkaz, to jednak coś mi mówiło by tam nie iśc. I nie poszedłem
17. VI. 2043
niedziela
Dowódca podczas inspekcji patrzył na mnie krzywym okiem, za to mrugnął do Marcina. Ja za to kupiłem dziś w kantynie skrzynkę browaru - przegrałem zakład z Łukaszem o tą inwazję. Ale swój chłop, nie wziął wszytskiego dla siebie, wszyscy skorzystali. Ale popijawę zrobiliśmy, Wojtek urwał wsteczne lusterko a ja przywaliłem łbem o toster. Cóż, jutro nie zjemy grzanek na śniadanie.
20. VI. 2043
środa
Przez te 3 dni posunęliśmy się o kolejne 300 kilometrów. Nauczeni doświadczeniem zaczeliśmy brać wreszcie jeńców, aby cały czas posuwać się do przodu. Kolejne miasta i wioski uwalniane są spod tureckiej okupacji. I coraz więcej tego tureckiego chlebka zżeram. Przytyłem jakieś 3 kilo.
21.VI. 2043
czwartek
Nareszcie jakaś większa bitwa! Na naszej drodze... to znaczy na drodze naszego człogu i dwóch sojuszniczych (dowództwo kazało konkretnie poszerzyć linię natarcia) natrafiliśmy na wraże oddziały w dość znacznej sile. Akurat tak się szczęśliwie dla nas, a nieszczęśliwie dla tych idiotów w turbanach złożyło, że trafiliśmy na całą baze wojskową! To była dopiero zabawa. Rozwałka na całego! Dziś Wojtek dał mi posiedzieć przy Kmie, abym skosił paru żołnierzy. Marcin jak zawsze siekł z dział a Łukasz miał radochę w rozjeżdżaniu wszystkiego, czego nie dosięgł KM lub któraś z armat. Wojtek zaś tylko zapisywał trafienia. Z bazy zostały zgliszcza, teraz ścigamy tych, którzy na sam widok polskiej flagi zwiali, zanim na dobre nie rozgorzała bitwa.
22. VI. 2043
piątek
Dogoniliśmy, załatwiliśmy, zwyciężylismy chciałoby się powiedzieć. Cóż, nie umknął nam żaden Turecki dezerter. A ten psychol Łukasz znowu zbierał resztki tureckich pojazdów. Na jaką cholerę mu to? Musiałem już przerzucić swoją kolekcję etykiet ze słoików próżniowych na bagażnik na wieżyczce, bo ten z tyłu jest zawalony jego gratami.
27. VI. 2043
środa
Chłopaki z Kompanii „Północ” zdobyli już Kosntantynopol. My podjeżdżamy pod Ankarę. Dostaliśmy rozkaz nieoszczędzania żadnego tureckiego żołnierza. Też mi rozkaz, i tak zawsze tak robimy. Ale ponoć ma to być zemsta, bo dwóch naszych chłopaków zginęło podczas oblężenia Konstantynopola i ma być krwawy odwet.
30.VI. 2043
sobota
Jesteśmy na przedmieściach Ankary. Wywaliliśmy razem z dziesięcioma innymi czołgami jakieś 600 pocisków ze wszystkich armat w kierunku miasta. Tak na postrach. Dowódca nas opieprzył, bo zburzyliśmy połowę miasta. Przecież nikt nam nie zabraniał...
1.VII. 2043
niedziela
Dziś znów mnie dostało się wyklepywanie czołgu po starciach w mieście. Gdyby Łukasz uważniej jeździł, to nie wjechalibyśmy w to tureckie stanowsiko rakiet przeciwlotniczych. Poza tym Jakiś desperat odrapał nam lakier. Myślał, ze działo 120mm coś nam zrobi. I zrobiło. Wojtek wkurzył się nie na żarty, bo ten sukinsyn trafił nam w antenę Wizji + i nie możemy odbierać telewizji, aż nam nie dospawają nowej anteny. Cóż, w każdym razie bezpośredniego trafienia z 4 armat 300mm i 5 rakiet kumulacajnych nie przetrzyma nic. Łukasz się zmartwił, bo nawet złom po delikwencie nie pozostał, tylko jakaś kupka popiołu.
3.VI. 2052
wtorek
No, ekipa techniczna wróciła z wakacji z nową dostawa dekoderów. Dospawali nam antenę satelitarną i za zasługi dorzucili darmowy pakiet programów dla dorosłych. Marcin jest w siódmym niebie.
4.VI. 2052
środa
Nowe rozkazy z dowództwa! Jako że wprowadzono w Naszej Wielkiej IV Rzeczpospolitej reformę armii, włączając Korpusy Inwazyjne, musimy se nadać jakies pseudonimy operacyjne. Dostaliśmy karteczki zgłoszeniowe i do jutra w sztabie mają znaleźć się na nich nasze kryptonimy bojowe.
5.VI. 2052
czwartek
Jakimś cudem powymyślaliśmy nasze pseuda. Ja zostałem „Yoghurtem”, sztab opieprzył mnie, że to niepolsko brzmi, ale zaargumentowałem, że jestem za równouprawnieniem cudoziemców i ułatwiam im komunikację z Korpusami korzystając z przestarzałego języka angielskiego. Dostałem order Integracji Zagranicznej.
Marcin, nasz działonowy, otrzymał przydomek „Tyciu” z powodu swego niewielkiego wzrostu. Nie dostał medalu.
Wojtek przyjął pseudonim „Wojtek”, za co dostał od dowództwa medal za inwencję twórczą.
Łukasz dostał jakże adekwatny do jego hobby pseudonim „Syf”. Dlatego, że jego graty z pobojowisk zasyfiają nam pół czołgu. On tez nie dostał medalu, bo jego przydomek jest nieco pretensjonalny.
10. VI. 2052
wtorek
Cóż, 5 dni bezczynności i znów w wale. Z tego co słyszałem, cała północna turcja jest nasza, my zajmujemy juz tylko ostatnie bastiony oporu. Ja tam zawsze myślałem, że tylko arabowie dysponują fanatykami, a tu nas turcy niemile zaskoczyli. Szczególnie Łu... prz3epraszam, Syf nie był zadowolony, bo zamiast broni pancernej zaczęli na nas posyłac samą piechotę, więc złomu nie miał jak zbierac. Poza tym musiał pucować pare godzin przednią płyte pancerza. Krew w warunkach pustynnychszybko schnie i zejść z powłok tytanowych nie chce.
12.VI. 2052
czwartek
No, nareszcie! Nasz czołg dotarł jako jeden z pierwszych na miejsce podpisania kapitulacji przez Turcję. Odbyło się to w jakiejś małej wiosce, bo Ankare zburzyliśmy pare dni temu, a było to ostatnie wieksze miasto. Cóż, kapitulację podpisywał jakiś porucznik, bo wszyscy wyżsi oficerowie Armii Tureckiej albo zginęli, albo dobrowolnie oddali się w nasze ręce. Cóż, wreszcie wrócę do mojego kwiatuszka do domu.
A na razie szykuje się iwelka biba w której oczywiście naszej załogi nie zabraknie!
Wieczorem wystrzelilismy 20 salw z naszych armat na wiwat. Ponoć trafiliśmy jakiś obóż czerwonego krzyża z tureckimi rannymi. Mówi się trudno.
15.VI. 2043
niedziela
Zabierają nas do domu. Po trzydniowej popijawie na czesć zwycięstwa niewielu chłopaków zdołało wstać i wleźc do transportowców, więc dowództwo postanowiło przetestować nową technikę teleportacji. Na próbę przeteleportowano barak I dywizji piechoty zmechanizowanej. Z tego co słyszałem, próba udała się tylko połowicznie, bo teleportowano ich nie do centrali w macierzy, a na stepy w Mongolii, ale dowóztwo i tak było zachwycone, że naukowcy wreszcie znaleźli sposób na masową teleportację czynnika ludzkiego. Cóż, kolejne transporty udały się lepiej, jutro kolej na nas.
16.VI. 2043
poniedziałek
Nooo, musze przyznać, że całkiem nieźle poszło. Fala elektromagnetyczna, towarzysząca teleportacji naszych czołgów rozwaliła nam tylko mikrofalówki i ekspres do kawy. Odliczymy sobie z chłopakami od podatku i do tego wstawią nam nowsze egzempalrze, te, co się zepsuły torchę się zużyły podczas kampanii tureckiej. A gdzie nas teleportowali? Zaraz, gdzie my jesteśmy? Tyciu twierdzi, ze GPS wskazuje Karpaty... Co my robimy w Karpatach???
20.VI. 2043
czwartek
Wreszcie dojechaliśmy do stolicy IV RP. Warszawa jest piękna na początku lata, te strzeliste wieże obronne, ta przepiękna starówka zachowana do dziś dzięki wysiłkom setek konserwatorów, te piękne wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych na obrzeżach miasta, piękne mosty przeprowadzone nad oczysczoną biologicznie Wisłą, te pancerne budynki rządowe i przesliczne plastalowe bloki mieszkalne. Nie mieliśmy większych problemów z dojazdem do centrali. Korków nie było, wększość 80-milionowego miasta wyjechała na wakacje. Cóż, zaparkowaliśmy naszego „Twardego” na parkingu dla PKI i ruszyliśmy na 30 poziom podziemny centrali odebrac nasze cywilne ciuchy i identyfikatory- ze względu na nasze zasługi dostaliśmy 3 miesiące urlopu w cywilu, ale ze wszystkimi przywilejami żołnierzy PKI.
1 VII 2052
poniedziałek
Minęło 9 lat od ostatniej wojny naszej wspaniałej IV RP z wrazymi siłami. Małego najazdu Chin na nasze wschodnie granice nie licze, stłumiliśmy ten atak w ciągu paru dni. A teraz co? Teraz się swięci kolejna spora wojna. Chłopaki sa podniecone, szczególnie, ze mimo już naszego podeszłego wieku (w końcu mamy po 28 lat, wtedy, podczas wojny z turcją byliśmy młodymi ochotnikami..) wzięto nas, jako weteranów, jako pierwszy desant, który ma pomóc USA w walce z Kanadastanem, tymi religijnymi fanatykami! Spakowałem swoje rzeczy, pożegnałem się ze swoim kwiatuszkiem (slub wzięliśmy 5 lat temu...) i wsiadłem do transportera, gdzie już siedział Wojtek, Tyciu i Syf. Uściski dłoni, wspominki... Jak miło wracać na front.
2 VII 2052
wtorek
Miejsca naszego desantu nie są znane, ale prawdopodobnie wylądujemy na florydzie, gdzie mamy swój przyczółek w USA. Mam nadzieję, w każdym razie, ze tam wylądujemy- cieplutko, lazurowe morze i najładniejsze amerykańskie aktorki. Co prawda nasze polskie kobiety ładniejsze, ale...
3 VII 2052
środa
Sztab nadal nie przesyła wytycznych. Jesteśmy już w bazie w gdansku, wkrótce wypływamy. Choć i tego nie wiemy- mozliwe, że dostaniemy transport lotniczy. No cóż, zobaczy się...
4 VII 2052
czwartek
Nasz minister wojny wygłosił dziś jakieś tam przemówienie- take tam bzdury o tym, ze pomoc USA jest naszym obowiazkiem itd. Mnie tam zwisa, co oni dla nas zrobili kiedyś? Nic. Ale rozkaz to rozkaz, nie ja jestem od zastanawiania się.
5.VII 2052
piatek
Rozkaz wreszcie padł- nasz wysłuzony Twardy (oczywiście mocno zmodernizowany przez naszych ulubionych techników- ponoć dorzucili nam bezpłatny pakiet programów o gotowaniu i wymienili dekoder na nowszy) został zapakowany do „krowy”, jak zwyklismy nazywać nasze samoloty desantowe Marian V. Przewidywany czas lotu- 4 godziny...
6. VII 2052
sobota
Przed chwilka wylądowaliśmy na naszym lotnisku w bazie na Florydzie. Podczas lotu poczytaliśmy sobie z chłopakami trochę wiadomości o USA- ku uciesze wszystkich wygląda na to, ze znów będziemy walczyć z fanatkami, którzy sami wchodzą pod nasze lufy. Ale będzie jazda!
7 VII 2052
niedziela
Jako ze rozkazu ataku jeszcze nie wydano, bo amerykanie radzą sobie całkiem nieźle z najazdem Kanadastańczyków, poszliśmy dziś do miasta. Hah, w Macierzy ludzie patrzyli na nas z podziwem, gdy kroczyliśmy przez miasto w galowych mundurach po zwycięstwie nad Turcją. Tutaj nawet w zwykłym kombinezonie czołgisty PKI czuję się jak półbóg przynajmniej. Kazdy z amerykanów podbiega do nas, pstryka zdjęcia, prosi o podpisy, młode i opalone amerykanki w bikini po porstu nas oblepiają... Cóż, nie spodziewaliśmy się takiego przyjęcia, ale nie powiem, byśmy byli niezadowoleni. Byłbym zapomniał- dzis widziałęm w sklepie z zabawkami figurki zołnierzy PKI! Świetnie wyglądaja, muszę przyznac że ci kolesie od zabawek w USA dbają o szczegóły! Najlepsze w tym jest to, że wszytsko dostajemy za darmo. Niepotrzebnie wymieniłem te 10 złotych w kantorze w samolocie na 2 miliony dolarów- nie mam co z nimi teraz zrobić i stratny bede.
8 VII 2052
poniedziałek
Nadszedł rozkaz wyruszenia na północ, bo Kanadastan zalewa mniejszych liczebnie Marines i moga być problemy. Tak więc wsiedliśmy do czołgu...A tu co widac? mamy oznaczenia kodowe dowódcy plutonu! No miło, ze jako weterani dostaliśmy zwierzchnictwo nad 10 pozostałymi czołgami, zawsze chciałem powydawać rozkazy. Poza tym nie powiem, abym nie czuł się dumny- ten wzrok młodzików z naszego plutonu, albo te spojrzenia młodych chłopaków z piechoty... Budzą się wspomnienia, gdy sami jeszcze byliśmy takimi 17-latnimi chłopaczkami i z zachwytem patrzylismy na nasze maszyny oraz na weteranów PKI... Wiedziałem, ze zaciągnięcie się do Korpusów będzie najlepszym wyborem w moim życiu.
9 VII 2052
wtorek
Nasz pluton czołgów (pod moim dowództwem rzecz jasna) wyruszył wreszcie na północ. Dzięki ulepszonemu i podrasowanemu silnikowi nasze wspaniałe jednostki pancerne potrafią jeździć z prędkością, której nikt by się po nich nie spodziewał. Niechcący zniszczyliśmy po drodze kilka tych śmiesznych kartonowych pudełeczek, które amerykanie zwykli nazywać domami... Te amerykańskie budownictwo to naprawdę gówno jakieś! Nie to co nasza solidna polska architektura z betonu i cegły, o nie! To wszystko jest z papieru, styropianu i cegieł tak lekkich, że można sobie nimi żonglować jak piłeczkami tenisowymi... Ja się nie dziwię, ze im zawsze te cholerne huragany i trzęsienia ziemi te „domy” niszczyły... No, ale nieważne. Spiesząc się po prostu się nie patyczkowaliśmy, tylko waliliśmy na przełaj przez, jak to mówią, suburbia. Mimo przejechania przez środek salonu jakiegoś domu, rodzina tam mieszkająca nie dość że się nie przejęła zniszczeniami... Mało tego! Ogrodzili, jak się potem dowiedziałem, żółta taśmą całą naszą drogę przez ich dom- od ściany południowej do północnej przez kuchnię i salon. I jeszcze mało tego! Założyli miejscowe muzeum PKI!
10 VII 2052
środa
Straciliśmy łączność z północnym garnizonem korpusu Marines, który bronił najdalej wysuniętego przyczółka na granicy z Kanadastanem. Wyruszyliśmy tam natychmiast.
12 VII 2052
piątek
Dotarliśmy na granicę z Kanadastanem. To co tam zobaczyliśmy, zaszokowało nas... Mimo, że byliśmy elitą PKI, prawdziwymi weteranami, awangardą wspaniałej armii i postrachem wrogów Rzeczpospolitej, to co tam ujrzeliśmy przeraziło nas! Tyciu zacisnął zęby i wycedził przez zęby jedno słowo: ”skurwysyny!”, Syf puścił wiązankę przekleństw zaś Wojtek ... Wojtek jak zahipnotyzowany patrzył na rzeź. Ja także. Zszokowany popełniłem błąd- wyszedłem z czołgu, aby się temu przyjrzeć...
To co zobaczyłem, napawało mnie odrazą do tych sukinsynów, do tych pieprzonych fanatyków... Wszędzie walały się ludzkie szczątki- a to potknąłem się o czyjąś rękę, a to nadepnąłem na czyjąś wątrobę... Poobcinane głowy dowódców garnizonu Marines złowieszczo sterczały nad polem bitwy, spoglądając na nie martwym wzrokiem z pobliskiego wzgórza... Gdy wskoczyłem do okopu, w którym niecałe dwa dni temu znajdowało się dowództwo korpusu amerykańskiego, chlupnęło mi pod stopami.. Stałem po kostki we krwi. W swej długiej karierze w wojskach PKI nie widziałem nigdy czegoś podobnego. Co było bardziej przerażające- Kanadastańczycy nie zbierali poległych. Ciała TYSIĘCY ich żołnierzy walały się po całym polu bitwy, gnijąc w promieniach słońca...
Umorusany w krwi wróciłem do czołgu i zameldowałem dowództwu o powodzie zerwania transmisji z garnizonem amerykańskim.
Potem zaś spojrzałem na twarze chłopców ze swego plutonu. Dostałem pod komendę żółtodziobów, więc ich reakcje były przeróżne- inni stali jak wryci patrząc na rzeź, inni wymiotowali, jeszcze inni oddawali honory poległym żołnierzom amerykańskim a inni rzucali kurwami pod adresem fanatyków religijnych...
Wygłosiłem krótką przemowę- mówiłem o zemście i innych pierdołach, które były odpowiednie w takiej sytuacji, po czym wszyscy wsiedliśmy do maszyn (po reformie wojskowości pluton pancerny składał się raptem z 6 czołgów „Twardy”) i pytając dowództwo o namierzenie posuwających się do przodu wojsk kanadastańskich ruszyliśmy za nimi w pościg. Okazało się, że zmierzają nad jezioro Michigan...
14 VII 2052
niedziela
Dogoniliśmy sukinkotów o piątej rano. Syf z pianą na ustach pędził naszym czołgiem, wykorzystując rezerwy energii atomowej naszego silnika. Wszyscy z naszego plutonu wpadli w szał bojowy, gdy zza wzgórza wyłonił się dywan turbanów i bród. Dzieliło nas parę godzin drogi od Chicago, gdy rozpoczął się odwet za korpus Marines... Pierwsze paruset fanatyków zginęło od dwóch salw ze wszystkich luf naszych czołgów, kolejnych parędziesiąt nie zdazyło wstać ze swoich dywaników, na których odprawiali modlitwy... Wiem, ze nie było to byt uczciwe zaskakiwać ich w trakcie porannej modlitwy, ale wtedy nie przejmowaliśmy się takimi drobiazgami.
Gdy pierwsze zaskoczenie minęło, Kanadastańczycy próbowali stawić czynny opór... Szkoda że nic z tego nie wyszło, bo jedne co mogli zrobić, to ginąc pod naszymi gąsienicami i od naszych pocisków. Gdy zobaczyłem jak jeden z tych kretynów ściąga z pleców Kałasznikowa, nie mogłem powstrzymać śmiechu! Kałasznikowy wyszły z użycia nawet przez najbiedniejsze kraje już w 2008. A ten kretyn nie dość, że pierwsze dwa magazynki wystrzelał obok naszego czołgu ( niebagatelnych w sumie rozmiarów) to jeszcze z okrzykiem „OOOOSAAAAMMAAAA” na ustach po prostu rzucił nam się pod gąsienice..
Jeden z naszych czołgów został poważnie uszkodzony, gdy pojawił się elitarny oddział fanatyków-samobójców w czerwonych turbanach. Dwunastu z nich, rzucając się jednocześnie na niego, wysadzili się w powietrze, powodując urwanie lusterek wstecznych i poważne uszkodzenia pierwszych 3mm z 2metrowej czołowej płyty pancernej. Byłem zszokowany skutecznością tego ataku- teraz chłopaki będą mieli trudniejszy manewr wyprzedzania i parkowania bez lusterek wstecznych.
Mózgi, krew i kawałki kości pokryły całe nasze czołgi po tym niemal półgodzinnym boju... Bilans strat po naszej stronie wynosił dwa lusterka wsteczne, jeden toster i jedną ozdobną futrzaną antenkę radiową. Po stronie Kanadastanu nasi eksperci oszacowali (plus minus dwa tysiące- trudno doliczyć się w ilości ciał z rąk, nóg, oczu, nerek i innych części ciała rozrzuconych w promieniu 3 kilometrów) że po stronie Kanadastanu zginęło około 40 000 fanatyków, a około 5 000 uciekło spowrotem na północ przegrupować się. Chcieliśmy ich ścigać, ale dowództwo widząc zdjęcia satelitarne z pola bitwy stwierdziło, że wystarczająco pomściliśmy tych 700 dzielnych Marines (doliczyli się ciał po 3 dniach), którzy bronili się do ostatniego.
Za doskonałe dowodzenie w bitwie otrzymałem od naszego dowództwa Krzyż Dowódczy II klasy, moja załoga po Orderze Wspaniałego Zwycięstwa zaś reszta chłopaków z plutonu nie dość, że otrzymała Order Chrztu Bojowego (w pierwszym boju wykazali się niesamowicie) to jeszcze ci z innych jednostek zaczęli patrzyć na nich jak na weteranów... Przy okazji dostałem jakieś 6 orderów od dowództwa amerykańskiego, ale po powrocie do kraju oddałem je do przetopu na cele militarne IV RP.
15 VII 2052
poniedziałek
No, mamy dwudniowe urlopy, bo Kanadastańczycy spieprzają aż miło. Nasi chłopcy latający nad głowami postanowili też się trochę zabawić- przecież nie cala chwała może przypaść naziemnym, nie? Poprosiłem znajomego pilota, aby zabrał mnie jako obserwatora- zawsze chciałem popatrzyć jak wygląda bombardowanie od strony bombardującego. Faaajne było, przelecieliśmy nowiutkim „Płomieniem VI” (następcą słynnej iskry II) a kumpel pozwolił mi nawet nacisnąć wielki czerwony guzik na konsolecie! Gdy nadlecieliśmy nad obóz Kanadastańczyków, otworzyli do nas ogień ze wszystkiego co mieli, ale połowę pozabijały rykoszetujące od naszego pancerza pociski. I wtedy nacisnąłem sobie ten wielgachny guzik... No to USA może nam podziękować- mają kolejne jezioro w stanie Michigan.
16 VII 2052
wtorek
Chłopaki mi nie uwierzyli, że latałem „Płomieniem VI”, ale niech nie wierzą, ja wiem swoje. Postanowiłem skorzystać z przepustki i polazłem na miasto, a stacjonowaliśmy wtedy w odbudowanym Chicago. Popatrzyłem na tą biedę szerzącą się na ulicach, na te zagłodzone bezdomne dzieci i na tych wychudzonych ludzi, chodzących niczym żywe trupy po ulicach. I te zrujnowane domy, wyglądające niczym warszawskie kamieniczki z lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia (wiem jak wyglądały, bo dzidek mi zdjęcia pokazywał kiedyś) Cóż za biedny ten kraj te Stany. I pomyśleć, że kiedyś naszych rodaków tutaj ciągnęło...
17 VII 2052
środa
Koniec przepustek. Syf się obłowił pamiątkami, oddali mu za zapasowe sznurowadło od swojego buta wszystkie „ekszyn figjurz” jak to oni nazywają. Co prawda proponowali mu za „święte sznurowadło czołgisty PKI” (jak zacytował ich Syf) cały sklep, ale odmówił, przecież nie opłaca się w Stanach inwestować.
Musze powiedzieć po raz kolejny, że Amerykańcy znają się na robieniu figurek. Jeden taki żołnierzyk nawet bardzo mnie przypomina.
Dowództwo kazało nam wyruszyć do Kanadastanu, bo ponoć niedobitkami wielkiej niegdyś armii Osamy zajmą się amerykańscy żołnierze. Heh, już to widzę... No cóż, przynajmniej oszczędzimy sobie nieco amunicji.
20 VII 2052
sobota
Dojeżdżamy do Montrealu. Pędząc z moim plutonem przez Kanadastan nie napotkaliśmy większego oporu, nie licząc tego batalionu piechoty który okopał się w mieście. Nie chciało nam się bawić w walki uliczne to wystrzeliliśmy nasze pociski burzące ze zubożonym uranem i przejechaliśmy sobie po zgliszczach. Doświadczenie nauczyło nas, ze po każdej walce ulicznej musimy wymieniać talerz od dekodera satelitarnego, a Syf nie może kibicować Legii na kanale „plus Sport” a ja nie mam jak oglądać Kartun Netłork.
22 VII 2052
poniedziałek
Stoimy na przedmieściach Montrealu. Chłopaki z mojego plutonu ( i nie tylko, zaraz za nami ciągnął oddział piechoty zmechanizowanej i oddział wsparcia) już podnosili lufy aby oddać salwę zmiatającą trzystumetrowej wysokości fortyfikacje obronne, ale w ostatniej chwili nadszedł rozkaz ze sztabu, ze atak odwołano z powodu nowego święta państwowego- Dnia Pomocnika Hutnika. Z nudów pograliśmy w karty (wygrałem w pokera skrzynkę amunicji od jakiegoś szeregowego z piechoty i tylne chlapacze do lekkiego czołgu „Nosorożec II”) i obserwowaliśmy przez dalmierze jak obrona miasta biega chaotycznie we wszystkie strony w okopach i na murach. Jakiś desperat wywalił w stronę naszych pozycji jakieś 10 pocisków 120mm z jednej z wieżyczek obronnych, ale zdenerwowany faktem, ze mu się kawa przez te salwy wylała wsiadł do czołgu i uciszył uciążliwą wieżyczkę ze wszystkich luf... Faktu, że zniszczył przypadkiem pół zachodniego muru nie wspomniałem w raporcie.
23 VII 2052
wtorek
Nareszcie sygnał do ataku. Wszyscy z okrzykiem „Urrrrraaaaa” na ustach otworzyli ogień... Cholera, mieliśmy nie niszczyć zbyt wielu zabudowań poza obronnymi, ale któż mógł przewidzieć, że salwa 4 ciężkich czołgów, 8 lekkich i 20 piechociarzy z bronią ręczną zmiecie z powierzchni ziemi pół miasta? E, nikt nie zauważy. No cóż, wkroczyliśmy dumnie jadąc na przedzie i rozjeżdżając co chwila jakiegoś kretyna, co nam pod koła wpadał, umierając z imieniem Osamy na ustach. Niektórzy co mądrzejsi uciekali, nawet nie chciało nam się marnować amunicji. Zresztą po co, skoro ci, którzy wiali porzucając broń byli rozstrzeliwani przez innych, którzy chcieli się bronić? Będą oszczędności w budżecie dzięki temu...
Wieczorem, po pokonaniu obrońców dojechaliśmy pod pałac samego Wielkiego Przywódcy Kanadastanu. Dostałem zaszczyt postawienia mu ultimatum, więc przemówiłem przez głośnik zamontowany na czołgu i wezwałem garnizon pałacu jak i samego Osamę do poddania. W odpowiedzi usłyszałem tylko śmiech, ale faksem dowództwo przysłało rozkaz, abyśmy nie atakowali dzisiaj... Rozłożyliśmy się więc pod murami pałacu i czekaliśmy na nastanie dnia kolejnego. Śpiewaliśmy przy ognisku, znów graliśmy w karty, Wojtek przyniósł nawet holoprojektor z bagażnika i zrobiliśmy sobie seans filmowy...
24 VII 2052
środa
Mały incydent z samego rana. Jeden z chłopaków z piechoty, który poszedł się odlać pod mury osamowej twierdzy, został ostrzelany gęstym ogniem karabinów maszynowych i broni krótkiej oddziału fanatyków, który stacjonował akurat na tym murze, który gość podlewał. Cóż, w obronie własnego życia wyciągnął broń, zastrzelił 15 kanadastańczyków i wrócił do swoich. Profilaktycznie postanowiliśmy ostrzelać ten odcinek muru, aby więcej fanatycy problemów nie sprawiali. Trzy moździerze rozwiązały definitywnie problem, choć stworzyły inny- teraz chłopaki z piechoty muszą biegać dalej się odlać, bo już nie mają muru służącego do tych celów.
Po południu wreszcie przefaksowało nam dowództwo najnowsze rozkazy- zaatakować bezzwłocznie, ale nie uszkodzić pałacu. Ta druga część rozkazu zastanawiał mnie- w jaki sposób zaatakować kogoś siedzącego w twierdzy przy okazji tejże twierdzy nie uszkadzając? Wysłałem wiadomość do sztabu, że trzeba się będzie zastanowić jak wykurzyć zwolenników Osamy i jego samego bez naruszania budowli... Dali nam wolną rękę i pozwolili odłożyć atak aż do wymyślenia sposobu...
25 VII 2052
czwartek
Radziliśmy się między sobą dość długo, jakby tu dziabnąć tych przeklętych fanatyków. W końcu przez myśl przemknął mi najprostszy z możliwych sposobów: Zagazować sukinsynów! Cała jednostka przyklasnęła temu pomysłowi, ja zaś nadałem wiadomość dla dowództwa- „mamy plan, niezwłocznie go wykonamy”. Nasza artyleria zapakowała do dział najnowszy wynalazek wspaniałych polskich naukowców- gaz o wdzięcznej nazwie „Breton”. Dokładnego składu nie znam, ale jak głosiła etykietka na pudełku:
„Związek silnie trujący, z ekstraktów naturalnych, nowość na rynku. Kup dwa w cenie jednego.
Składniki: naturalny metan, cyklon-X, konserwanty, emulgator E-223
Przechowywać w temperaturze 5-15 stopni. Data ważności- na spłonce pocisku.”
Przed salwą wszyscy założyli maski gazowe, Wojtek uruchomił kamerę, aby nakręcić tą wiekopomną chwilę, po czym usłyszeliśmy huk naszej artylerii....Przeciągły gwiiiiiiizd i... nic. Gdy tylko ujrzeliśmy spore gabarytowo pociski „Breton” przelatujące lobem za mury pałacu Osamy, sądziliśmy że coś usłyszymy, siakiś huk czy coś w tym stylu. a tu nic! Czekamy minutę. Dwie. Pięć. Dziesięć. Nic się nie dzieje. W końcu stwierdziliśmy, że coś jest nie tak. Komunikat od artylerzystów brzmiał: ”Nie pytajcie nas o co chodzi, my tylko walimy gdzie każecie”. Pomyślałem sobie, ze może napisali coś na etykietce, poza składnikami. Jak się okazało- miałem rację. Otóż zaraz pod danymi co do składników i datą ważności dojrzałem napisane drobnym druczkiem: „przed użyciem dobrze wstrząsnąć”. Jak dowiedziałem się od artylerzystów, nie czytali ulotki przed wystrzeleniem pocisków i teraz takie efekty. Cóż, pierwszy plan nie wypalił, gdyż „Bretonów” mieliśmy tylko na jedną salwę- to był prototyp...
Dowództwo, gdy dowiedziało się o naszym niepowodzeniu opieprzyło każdego oficera od porucznika wzwyż w jednostce, po czym kazano nam odłożyć atak na dzień następny. Dodatkowym priorytetem poza załatwieniem fanatyków i nieuszkodzeniem twierdzy było też odzyskanie pocisków „Breton” zza murów twierdzy.
26 VII 2052
piątek
Hah, chyba polubię nieco naszych przeciwników. Nie dość, że sami pchają nam się pod gąsienice, strzelają do swoich, to jeszcze pomagają nam w zdobywaniu ich ostatniego bastionu! Jak mawia staropolskie porzekadło: „Ciekawość to pierwszy stopień do piekła”. Najwidoczniej Osama i jego kumple o tym nie słyszeli. Ci kretyni, ku naszemu wielkiemu zdumieniu, wytruli się sami... Cóż, zainteresowało ich, co jest wewnątrz dużych, cylindrycznych przedmiotów, które wpadły za ich mury...
I tak właśnie zagazowano całą fortecę ostatnich potomków Talibów. Osobiście wlazłem do twierdzy, poszukać ocalałych jeszcze z pogromu, jednak potykaliśmy się tylko o trupy. Z buta otworzyłem hebanowe drzwi oznaczone wielkim napisem OSAMA BIN LADEN III i ujrzałem brodate ciało spoczywające nieruchomo na biurku. Jak okazało się potem, przywódca Kanadastańczyków nie padł od gazu- zapił się dwie godziny wcześniej na śmierć szmuglowanym przez Alaskę starym radzieckim spirytusem (rocznik 1972...to był dobry rok...). I znów jak się okazało- terroryści załatwili za nas czarną robotę, nawet ich wielce oświecony wódz... Swoją droga- czy Allach nie zabrania czasem spożywać alkoholu?
30 VII 2052
wtorek
dzień 26 lipca amerykanie uczynili swym świętem narodowym (cholera, jakby jeszcze jednego w lipcu nie mieli...) zaś cała nasza grupa operacyjna otrzymała znowu tonę medali od amerykanów (ja swoje przetopiłem na zapasowe gąsienice, a mój kumpel z piechoty na przykład na pociski przeciwpancerne do swojego „Goliata”). Od dowództwa mój batalion czołgów otrzymał dwa ordery- nowo opracowany medal „Odnowienia stabilności światowej” oraz już trzeci order „Za niezwykłe umiejętności logicznego myślenia” (a muszę dodać, ze niewielu dostaje choć jeden taki). Ordery powiesiłem sobie na tablicy korkowej w naszym kochanym „Twardym”. A teraz? Zbliża się nareszcie urlop! Choć podejrzewam, że te sukinsyny z IV Rzeszy nie dadzą nam odpocząć, oglądałem w „Faktach” że gromadzą wojska na granicy...
1 VIII 2052
czwartek
No ba, służba w PKI nie jest lekka.... Tylko wróciliśmy z USA, a tu już rzucają nas do walki z faszystami. Jak się okazało, odbiorniki w Ameryce odbierają za słabo nasze nowoczesne fale FHU i dotarły do nas wieści sprzed tygodnia- konflikt z Rzeszą Niemiecką jest już w zaawansowanym stadium. Chłopaki od przedwczoraj szturmują Hamburg i Berlin, a my właśnie jesteśmy kwaterowani w garnizonie w Świnoujściu. Jak głosi plotka, ruszamy już za 3 dni, więc mamy mało czasu na odwiedziny rodzin.... Ja to mam pół biedy, bo moje słonko mieszka w stolicy, ale np. taki Tyciu to ma rodzinę w prowincji mongolskiej...
2 VIII 2052
piątek
Ach, odwiedziłem stolicę. W lecie zaprawdę Warszawa jest przepiękna. Przepiękna jest o każdej porze roku, ale latem przekracza wszystkie normy przepiękności. Słońce przemykające pomiędzy dwukilometrowymi Dwoma Wieżami- fortecy, gdzie znajduje się sztab główny armii oraz siedziba samego Naczelnika... I ta urokliwa starówka, dziś jak nigdy najeżona wyrzutniami rakiet balistycznych.... Jakoż pięknie komponują się te wyrzutnie zgromadzone wokół majestatycznie górującego nad połową miasta Królem Zygmuntem na złotym ośmiusetmetrowym cokole. I jakoż prześlicznie wpasowali się chłopcy z pelotu, którzy ustawili swe działka i SAMy tuż obok patriotycznie kierującego swą szablę na Rzeszę Kilińskiego. I czyż nie poraża swym ogromem Wisła, która jest synonimem dla słowa „nieskazitelna czystość” dla ekologów na całym świecie. Ja i mój kwiatuszek podziwialiśmy na brzegu tej przewspaniałej rzeki przepływające krążowniki i pancerniki, udało nam się nawet dostrzec eskadrę naszych myśliwców lądujących na zaokrętowanym w Warszawskich Dokach Lotniskowcu. Właśnie dzięki takim chwilom jestem niezmiernie dumny z tego, że jestem Polakiem, obywatelem IV Wielkiej Rzeczypospolitej.
3 VIII 2052
sobota
Ostatni dzień przepustek. Czule pożegnałem mą lubą i przyrzekłem przywieźć jej z Niemiec jakąś pamiątkę, tak jak z USA przywiozłem jej turban kanadastańczyka. Wsiadłem do zaparkowanego przed domem czołgu, w którym siedziała już prawie cała załoga (poza Tyciem, który jeszcze nie doleciał z Mongolii) i ruszyliśmy w kierunku naszych baraków w Świnoujściu.
4 VIII 2052
niedziela
Dotarliśmy z rana do naszej kwatery, ale okazało się, że bazę przeniesiono na przedmieścia Berlina- w ciągu niecałych 5 dni front niemiecki przesunął się pod samo gniazdo faszyzmu i zbrodni- pod stolicę IV Rzeszy. lepiej dla nas- oszczędzamy rafinowany pluton w naszym „Twardym”. Ach, do załogi dołączył Tyciu, przywożąc nam z Mongolii doskonały spirytus pędzony na tamtejszym piasku. Walimy do nowej kwatery.
5 VIII 2052
poniedziałek
Gdy przybyliśmy na miejsce, ujrzeliśmy naprawdę krzepiący widok- stolica wszelkiego zła płonęła żywym ogniem, a co jakiś czas biegały po ulicach żywe pochodnie, po kolejnych wybuchach bomb zapalających „Szymborska” (nazwanych tak od sławnej noblistki, która przypadkiem podczas pisania kolejnego wiersza uległa rzadkiemu zjawisku- samozapłonowi ciała, dzięki czemu ochrzczono jej nazwiskiem bomby zapalające. Chodziły plotki, ze to jej mąż oblał ją benzyną i podpalił, ale wolimy utrzymywać tą pierwszą wersję, aby znów nie pisać tony papierków o zmianę nazwy dla naszych śmiercionośnych zabawek...). Wystrzeliliśmy jedną salwę pod wieczór, ze wszystkich dział czołgu, tak profilaktycznie. Po prostu wydała mi się podejrzana ta jedna jedyna budka telefoniczna stojąca pośród rumowiska. Krater o średnicy 30 metrów w miejscu gdzie stałą upewnił mnie w przekonaniu, że niecne plany tej budki zostały pokrzyżowane! A jutro? Jutro ruszamy na Reichstag!

Wiadomość dodana po 01 min 11 s:
Nie poprawiałem błędów, jedynie scaliłem i wrzuciłem tekst z linka na forum...

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum